Kenia
Rozpoczęliśmy tegoroczne doświadczenie w Kenii Gruzji. Z Afryki pozostał nam jedynie zapał i adres strony naszego bloga. Za nami już pierwszy niezwykle szalony dzień w, ale za nim o nim kilka słów wyjaśnień dla jeszcze niewtajemniczonych.
Od kilku miesięcy planowaliśmy i przygotowywaliśmy wolontariat misyjny, który miał odbywać się w mieście Isiolo w samym centrum Kenii. Jednakże, w związku z trudną sytuacją polityczną musieliśmy porzucić nasze plany. W skrócie, rząd Kenii chcąc załatać dziurę budżetową stworzył projekt ustawy podnoszącej podatki. Nie spodobało się to jednak ludności i tak żyjącej już w dużej biedzie, szczególnie oburzyli się młodzi. Grupy protestantów protestujących (nie wiem jakiego byli wyznania 😜) wdarły się do parlamentu, dewastując i podpalając jego część. Na co policja odpowiedziała najpierw gazem, później ogniem, w wyniku czego zginęło 30 osób. Protesty rozlewają się na cały kraj, a manifestanci żądają obalenia rządu. Rozeznając sytuacje i znaki podjęliśmy decyzję o rezygnacji.
Panie czuwaj nad Kenią! Obdarz mieszkańców bezpieczeństwem, pokojem i prowadź do poprawy jakości życia.
Nowe światło
Co teraz…?
Rozpoczęliśmy poszukiwania, uruchomiliśmy kontakty telefony.
Halo? Mam grupę misyjnie zapalonych studentów z księdzem. Mają miesiąc wolny. Chcą działać, służyć.
Po wielu odpowiedziach negatywnych udało się nam poprzez salezjanina wujka naszej Zosi złapać kontakt z Gruzją, a następnie dogadać z Caritasem w Kutaisi (3. największym miastem).
Znajdzie się praca i miejsce do spania. -> NO TO JEDZIEMY!!!
Do rzeczy

No i nastał 16 lipca, a wraz z nim początek naszej tegorocznej misyjnej przygody.
Około godziny 6:30, dla jednych szybciej, dla innych później zebraliśmy się na lotnisku. Gdzie poza przepakowaniem i rozlokowaniem w walizkach rzeczy ogólnych miało miejsce prowizoryczne, choć nie bez mocy posłanie ks. Przemka, naszego duszpasterza na pierwszą połowę, który nie mógł być z nami w Katedrze.
Gdy byliśmy już wszyscy pożegnani z bliskimi, zapakowani i ucieszeni sobą nawzajem, przyszedł czas na wspólne zdjęcie, następnie odprawy, które przeszliśmy bez żadnych dodatkowych atrakcji

Lot Wizzairem, gdyby nie standardowy brak miejsca dla nóg minąłby nie tylko dobrze, ale wręcz przyjemnie. Boże dzięki Ci, że mamy możliwość tanich lotów BEZPOŚREDNICH z Poznania do Kutaisi. I jesteśmy także wdzięczni ks. Dawidowi, który zerwał się bladym świtem by nam towarzyszyć.


SZOK!!!
Po wylądowaniu, mieliśmy szukać osoby, która się z nami kontaktowała. Wiedzieliśmy, że ma mieć koszulkę Caritasu, uśmiech nie do pomylenia i na imię Mindia. Więc szukaliśmy jakiejś pani z czerwonym logo Caritas. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że Mindia to imię młodego faceta, o faktycznie niezwykle autentycznym uśmiechu, który jak się później okazało potrafi ogarnąć wszystko. Pisaliśmy maile po angielsku, więc płeć jakoś tak nie wybrzmiała.
Samochodowe szaleństwa
Z lotniska jechaliśmy na dwa samochody: busik i osobowy. Zdziwił nas początkowo brak pasów w tym pierwszym, jednak z każdą kolejną minutą i godziną spędzoną, na Gruzińskich drogach, już coraz mniej dziwi. Drogi bez jasno wytyczonych pasów? Kierowcy wymijający się na jezdni, w każdy możliwy sposób? Ludzie przechodzący środkiem drogi, a może krowa prowadzona w poprzek 3 pasmowej (chyba) ruchliwej drogi w mieście? No tak są jeszcze taksówki, wyglądające jakby się miały za chwilę rozpaść, oczywiście bez pasów, za to z przemiłymi i gościnnymi ludźmi za kółkiem. Kto powiedział, że na doświadczeniu misyjnym trzeba znać język. Mieszając angielski z polskim, rosyjskim, niemieckim czy włoskim można przeprowadzić interesującą (to chyba dobre słowo) konwersację. Gruzini patrząc na ilość samochodów i stacji benzynowych kochają jeździć autami, jednak widząc niezliczonych przydrożnych mechaników i poobdzierane wozy człowiek zaczyna się zastanawiać czy ilość idzie w parze z jakością.


Jedzenie
Jesteśmy już po dwóch posiłkach z naszego gruzińskiego cateringu i wiemy jedno, jest pysznie, ale jeśli nie chcemy utonąć w jedzeniu zamiast 10 porcji od jutra zamawiamy tylko 6.


Co ciekawe choć część, rzeczy była dla nas nowa, to mielone smakowało bardzo podobnie, a ich lokalny PRZEPYSZNY ser kojarzył się nam bardzo z oscypkiem.
Przejechałem pół świata, tylko po to żeby zjeść mielonego i oscypka?
Filippo Łuczakkelli
Tak a propos przelecieliśmy prawie 3 tys. kilometrów, a po wejściu do pierwszego z brzegu sklepu w lodówce znaleźliśmy Tymbarka i inne polskie napoje opatrzone napisem „european brand”.
Eucharystia
Dzisiaj Pan nas mocno wypróbował. Żeby przeżyć wspólną Eucharystię musieliśmy pokonać WIELE trudności. Zaczynając od problemów z miejscem, kaplicą przy „the office” Caritasu, a kończąc na problemach z przedostaniem się na to miejsce. Prawie mieliśmy rezygnować jednak za każdym razem pojawiało się światło, pomysły na rozwiązywanie problemów. Ostatecznie Msza Św. się odbyła poznaliśmy przemiłego lokalnego księdza, z pochodzenia Włocha, a na miejsce dojechaliśmy szalonymi taksówkami.




Zakończenie
Jeszcze w wielu słowach i obrazach można by opowiadać o tym dniu, jednak wszyscy wokół mnie już śpią i ja również udam się do tej krainy snów. Pierwszy dzień za nami, pierwsze radości i trudności przeżyte, idziemy dalej, jutro dowiemy się co możemy tutaj konkretnie zrobić. Módlcie się za nas! A po więcej zdjęć i filmów zapraszamy do śledzenia relacji na naszym Instagramie @akmpoznan.
Pozdrawiam cieplutko,
Mateusz Lesiński
Dodaj komentarz