Dzień 16. Samochodowe powrotki

Ostatnie wpisy są bardzo wymagające, ponieważ większość czasu zajmuje bieganie i pakowanie. Niefajnie. Jednak gdzieś między godzinami w samochodzie a gospodarowaniem przestrzeni w walizce zrobiliśmy super rzeczy. No ale po kolei…

Obudziliśmy się chwile po godzinie 7 rano w pięknym Tblisi. Miasto bardzo stolicowe, dużo ludzi i ogromny tłok i gwar, do którego nie byliśmy przyzwyczajeni w naszym spokojnym Kutaisi. Zjedliśmy szybkie śniadanie, część na stojąco, część na siedząco, część z kawką, część bez, szybkie pakowanie i polecieliśmy na godzinę 9:00 do kościoła p. w. św. Piotra i Pawła, który był oddalony od naszego AirB&B około 7 min pieszo. Mieliśmy okazję odprawić mszę w języku polskim, co niewątpliwie było dużym ułatwieniem.

Po mszy spacerkiem do miejsca noclegu, skąd zabraliśmy swoje bagaże, władowaliśmy je do aut i udaliśmy się w grupach na zwiedzanie miasta i pamiątki.

W tym miejscu bardzo chciałabym pogratulować kierowcom parkowania w Tblisi. Tak dużego stężenia samochodów, na tak ciasnym parkingu jeszcze nie spotkałam (nawet we Włoszech). Serio, ogromne brawa.

Ulice w Tblisi różnią się od tych w Kutaisi w zasadzie wszystkim, nawet ludzie przechodzą bardziej po pasach niż tak o przez ulice. Zaskoczyła nas nieobecność krów i psów na ulicy, ale bardzo cieszyła duża ilość kiciusiów. (Pozdrawiamy kociarzy!) Dotarliśmy grupą na Suchy Most, gdzie spotkaliśmy lokalnych handlarzy na bazarku. Gruzini późno zaczynają dzień, więc tak w sumie dopiero się rozkładali. Zobaczyliśmy wiele staroci, ręcznie robioną porcelanę gruzińską, torby, szale, biżuterię, portrety i figurki Stalina oraz nawet stare monety, w tym nasze, polskie oraz Filip wyhaczył przypinkę z Poznania. Naprawdę, ludzie handlują wszystkim, co mają.

Z racji tego, że niektórym robienie zakupów zajmuje ciut więcej czasu, rozdzieliliśmy się, co dało innym możliwość zobaczenia ciekawych elementów Tblisi. Oczywiście na tyle ile starczyło czasu, bo za wiele go nie mieliśmy.

Na godzinę 13 dojechaliśmy do restauracji House of Georgia, w której spotkaliśmy się z księdzem Witoldem Szulczyńskim SDB, dzięki któremu jesteśmy w Gruzji. Zjedliśmy przepyszne, gruzińskie jedzenie, które mimo tego, że jedzone niemalże codziennie, dzisiaj smakowało wyjątkowo! Nawet zjedliśmy inną wersję kultowego cha cha czapuri. Wyjątkowość tej wersji polegała na tym, że było ono opiekane jak szaszłyk i serio bardzo dobre, i nie aż takie tłuste. Były jeszcze oczywiście szaszłyki, chinkhali (tym razem skromnie, 25), zupy, pomidory i oczywiście sałatki Cezar. Byliśmy bardzo pochłonięci rozmową, więc niestety nie zrobiliśmy zdjęcia z x. Witoldem, ale jest to znak, że trzeba się spotkać ponownie. Jeszcze raz bardzo Księdzu dziękujemy za wszystko.

Nachodzeni, najedzeni, nagadani udaliśmy się na nasz parking, piechotką 25min, by ładnie się uklepało w brzuszku i cyk! Wyjechaliśmy z Tblisi w stronę Kutaisi. Nie wiem jak się bawił drugi samochód ale u nas było najpierw sennie, ponieważ wszyscy, poza kierowcą się kimnęli, później śmiesznie, bo Mateusz znowu zaczął surfować, później mieliśmy małą przerwę na przydrożnym straganie z ceramiką i drewnem, gdzie wyżej wspomniany Mateusz kupił flet z drewna, by dzielnie dopingować naszych kierowców, by ci nie mieli szans zasnąć przez resztę drogi.

Przy okazji chciałabym też wspomnieć o pewnej restauracji, gdzie planowaliśmy zatrzymać się na kawusie i coś słodkiego. Zaparkowaliśmy, wchodzimy, bierzemy kartę, patrzymy, wychodzimy. W karcie nie było ani kawki, ani herbatki ani ciast, nawet lodów. Ogólnie trochę przykro ale pojechaliśmy dalej.

Dojeżdżając do Kutaisi wpadliśmy na pomysł, by podjechać do gruzińskiego Carrefoura, by zobaczyć co tutaj ciekawego mają na półkach w takich dużych sklepach. Bardzo podobnie jak w Polsce, jest wszystko. W Gruzji można bez problemu dostać nasz, polski Tarczyński, Mlekovite, itp. drożej ale nadal.

Czas na przyjemności zawsze leci za szybko, więc niestety przyszedł czas na pakowanie. Ale kto by się tam śpieszył, najpierw kolacja. Więc po kolacji przyszedł czas na serio, na pakowanie. Ogólnie sprawnie poszło, każdy ma swoje 25kg, z małym zapasikiem, w razie W, więc standardowo.

Wiem, że każdy czeka na te ,,super rzeczy”, które były wspomniane w pierwszym akapicie… jednak czy może być coś lepszego niż spędzenie dnia z tak wspaniałymi ludźmi?

Jutro ostatni wpis na blogu, tymczasem ja uciekam, bo za godzinkę trzeba wstać.

~Zosia


Komentarze

Jedna odpowiedź do „Dzień 16. Samochodowe powrotki”

  1. Dziękuję, miło czytać o pośpiechu, gdy samemu się odpoczywa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *