Nastał kolejny dzień. Po dosyć krótkim śnie nastał poranek w Arali. Spotkaliśmy się na probostwie na śniadaniu, w którego przygotowanie była zaangażowana większość z nas. Nie zabrakło tutejszych klasyków – pomidora i ogórka, pojawiła się też jajecznica z niebagatela 30 jaj, która, z uwagi na swą objętość, została zrobiona w dwóch naczyniach – patelni oraz garnku.



Po śniadaniu Ksiądz Beka pokazał nam, jak wytwarza świeczki – okazało się, że za formę odpowiedzialne jest puste opakowanie po pringlesach.
Następnie, krótko przed Mszą Świętą istny dzień dziecka dla naszego znanego na cały świat Kościelnego – zadzwonienie dzwonem kościelnym (i możliwość obudzenia całej wioski :D)
Następnie, o godzinie 10:00 odbyła się Msza Święta w Kościele Jelenia, w którym to przez bardzo duże obwieszenie powierzchni przez dewocjonalia można było poczuć się trochę jak w sklepie.




W trakcie Mszy Świętej na Anię spadł obraz – czyżby jego poprzedni właściciel chciałby przekazać jej jakąś wiadomość??
Po Mszy nastąpiła chwila pogawędki z miejscowymi parafiankami (Ksiądz tłumaczył z gruzińskiego na polski i odwrotnie). Następnie, już przed kościołem, ksiądz Darek uraczył nas historią Kościoła (okazało się, że teraźniejszy kościół stoi na fundamentach kościoła z VII wieku!) oraz innymi ciekawostkami i informacjami – okazało się, że gdy umiera ktoś z tutejszej Wspólnoty, to dewocjonalia nieboszczyka przynoszone są do Kościoła (stąd taka ich ilość w Kościele).



Jeszcze szybka kawa na probostwie

i ruszyliśmy w drogę do naszej destynacji, tj. do miejscowości Vardzia, w której to mieliśmy zobaczyć i zwiedzić skalne miasto. Po drodze zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym.


Z miejsca, w którym doświadczyliśmy tego malowniczego widoku było już tylko 10 minut jazdy, więc po chwili naszym oczom ukazało się Skalne Miasto:

Nie sposób opisać tych wszystkich zakamarków, przejść, dziur, komnat i sal, które skalne miasto skrywa, dlatego posłużę się zdjęciami – niech one przemówią











Sala dźwięku – doskonała akustyka pomieszczenia w połączeniu ze śpiewem Naszych uzdolnionych śpiewaków wprawiała w melancholijny nastrój.
Widok z góry

Przy zejściach gdzeniegdzie trzeba było uważać na głowę – było dosyć nisko



Na dole udało nam się zjeść obiad w restauracji, która położona była nad przepływającą przez Vardzię rzeką – przy okazji Mateusz zaprezentował nam, że umie chodzić po wodzie.

W restauracji oprócz zamówienia tego co zwykle, czyli cha cha czapuri oraz chinkali, zamówiliśmy także frytki – i tu trzeba było od razu powstrzymywać Emilkę, przez rzuceniem się na nie i zjedzeniem całej porcji. Warte wspomnienia są też lemoniady, których dane nam było skosztować w Vardzi – bardzo dobre w smaku, a butelki też niczego sobie.




Nastąpił czas powrotu do Arali, podczas którego musieliśmy się mierzyć z licznymi wędrówkami krów po drodze.
Po powrocie czekała nas niespodzianka – impreza na przykościelnej salce z lokalną młodzieżą, na której to było mnóstwo jedzenia, zarówno słonego jak i słodkiego. Był też urodzinowy tort dla Księdza Beki.




Po tym miłym akcencie poszliśmy jeszcze zwiedzić pobliski Kościół oraz odmówić wieczorne nieszpory.




Później rozeszliśmy się do swoich kwater noclegowych, jednakże część z nas wyszła na dwór się przejść lub posiedzieć na dworze i rozkoszować się wieczorem – na moment w Arali była awaria prądu i mogliśmy przy absolutnej ciemności spoglądać i podziwiać rozgwieżdżone niebo – coś wspaniałego.
To był długi dzień – dziękuję za uwagę i zachęcam do dalszego czytania Naszych gruzińskich perypetii.
Sebastian
Dodaj komentarz