Dzień 13. H2O wystarczy kropla

Ta ostatnia niedziela gruzińska obfitowała w spotkania, wydarzenia, miejsca, emocje i kilometry w takim stopniu, iż niemożliwością było umieszczenie relacji tegoż samego dnia. Z lekkim opóźnieniem częstuję więc Was, Drogie Czytelniczki oraz Cierpliwi Czytelnicy, kolejnym kawałkiem misyjnego tortu, jakim jest nasz wyjazd.

Bynajmniej blog naszym nie jest jedynym tortem, jakiego smakujemy na tymże wyjeździe. Dziś bowiem od północy nasz kochany Filip (aka Memiarz, aka Kościelny, aka inne pseudonimy, którymi hojnie obdarza pewne uczestniczki doświadczenia misyjnego, choć wiadomo, iż mówi o sobie) świętował swą rocznicę narodzin. Wiek Filipa łatwo wyliczyć według działania 74-47=?

Przed modlitwą, śniadaniem i urodzinowym świętowaniem – niemalże skoro świt! – nasza ekipa kierowców (Ola, Andrzej, Sebastian i x. Dawid) po raz wtóry ruszyła, by odebrać nasze nowe rumaki, których to kopytom starczy sił, by zawieźć nas w różne ciekawe zakątki tej gruzińskiej krainy. Misja zakończyła się sukcesem, lecz tej misji dopiero początek!

Wszystkich żartownisiów komentujących pejoratywnie obecność kobiet za kółkiem, zapraszam do wspólnej przejażdżki z Olą, która nie dość że jeździ dynamicznie, to można czuć się przy niej zupełnie bezpiecznie!

Nie mogłam zamieścić tego foto wyżej, gdyż nikt nie wykonałby podanego działania matematycznego; ja zaś dbam o treningi intelektualne Naszych Czytelników!

Centralnym wydarzeniem tego dnia było [chwila napięcia, które chcąc wypuklić, dla zmyły użyłam formy neutrum, aczkolwiek najpewniej plotwistem nie będzie fakt, iż tego dnia, jak i każdego, podczas naszego wyjazdu, była] Eucharystia. Trochę po dziesiątej już witaliśmy się z księdzem, wolontariuszkami Caritas z wczoraj, poznaną ostatnio panią Olą (od której otrzymaliśmy przeurocze różańce wykonane przez jej tatę) oraz z innymi Polakami, którzy również przybyli na niedzielną mszę katolicką. A że jest to jedyna kaplica tego wyznania w promieniu (oj, bardzo, bardzo długim), nie zdziwiło nas to szczególnie. Tak jak i torba z Misji Travel, napotkana w centrum Kutaisi.

Znów mogliśmy doświadczyć lokalnego Kościoła – ich gromkich śpiewów, pięknego zaangażowania świeckich w liturgię, ale również wielu niepoprawnych liturgicznie przyzwyczajeń (lavabo? a komu to potrzebne? a dlaczego?). Jednych z koncelebransów był Polak – ks. Dariusz, innym też Polak – ks. Dawid (hue, hue). Byli oczywiście też i Włosi, dwie homilie (jeden mówił po gruzińsku, drugi po angielsku, zupełnie inne treści o tym samym fragmencie Ewangelii Jana).

Znów włączyliśmy się w liturgię poprzez śpiewy pieśni polskich, a na zakończenie zaintonowany był nr 517. Polacy doskonale znają tę pieśń, więc pociągnęliśmy wersję polską do trzeciej zwrotki. W komentarzach zachęcam do typowania, cóż to za pieśń. Podpowiedź: Filip chyba najbardziej się ucieszył. Co za niespodzianka urodzinowa!

Po Mszy udaliśmy się wraz z poznaną wczoraj gruzińską wolontariuszką Caritas do cerkwi, której budynek przez wieki był kościołem katolickim. Kwestie ekumeniczne w Gruzji są bardzo trudne, eufemistycznie rzecz traktując. A po drodze minęliśmy księgarnię seminaryjną, niestety była zamknięta. Szkoda, może gruzińska pani Jadzia sprzedałaby jakąś ciekawą lekturkę, nawet, jeśli byłby to ostatni egzemplarz?

Po zgrabnej wizycie w cerkwi, której nie udokumentowaliśmy fotografiami ze względu na szacunek wobec trwającego aktualnie tam nabożeństwa, ponownie spotkaliśmy dzieciaczki z kolonii, które odwiedziliśmy parę dni temu (parz: fota z okładki) oraz naszego zaprzyjaźnionego, jowialnego kamilianina Pata, którego usposobienie wybitnie przypomina mi postawę Bernarda Żeromskiego.

poczet świętych

Po miłych pogawędkach i kolejnych wylewnych zapowiedziach konieczności spotkań, wsiedliśmy w końcu na nasze rumaki. Kierunek – wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja! I choć lwia część tego dnia zleciała nam na wspólnej jeździe (a wiązało się to z licznymi okazjami do opowiadania swoich snów, anegdot czy rozkmin życiowych), zahaczyliśmy o parę szczególnie ciekawych miejsc.

zamówiłam nam pogodę na ten dzień, a i tak znów padał deszcz

Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd. Gdzie jesteś, źródło?… W Borjomi! Tam zatoka lasu zstępuje w rytmie górskich potoków.

W tymże miasteczku uzdrowiskowym (gruzińska wersja Kudowy-Zdrój, nawet pamiątki na straganach podobne) zjedliśmy obiadowe chaczapuri i napiliśmy się SUPERZDROWEJ wody, której smaku nie będę określać, wszak nulla ratio gustibus. Niektórym starczyła jednakże kropla do ustosunkowania się do smaku tej wody.

a toast wodny wznosi ktoś za dobre wychowanie

I choć w swej relacji z minionego dnia skaczę subtelnie po poszczególnych punktach – pouczana przez mych współtowarzyszy koniecznością krótszego blogowania – zaś że lakoniczność to nie jest moja mocna strona, uraczę Was wspomnieniem wiązania buta przez Zosię, co w obliczu jej jednoczesnej rozmowy z Emilką, co poniektórym przypomniało niedawną scenę nad morzem.

pro-tip: nie pozostaniesz w friendzone, jeśli sam(a) również obdarzysz lajkiem, 200 IQ

Następnym ważnym i nieopisywalnie pięknym miejscem był monaster Mtsvane, z którego również nie obdarzymy relacją fotograficzną ze względu na zakazy (wiadomo jakie, ano właśnie). Pomodlone, pozachwycane, może i nawet popłakane, pomilczane, ale i pozagadywane tamtejszego batiuszkę (Filip), poobkupywane wizerunki św. Nino, która sprawdziła chrześcijaństwo do Gruzji. Śliczna kobieta. Pewnie dzięki tej odwadze, którą w sobie nosiła dla Boga.

Kościoły Wschodnie uczą trwania

Monaster ten umiejscowiony jest w pachnącym lesie (stąd jego określenia jako „zielony monaster”), co sprzyja licznym nie tylko pielgrzymom, ale i turystom, spacerowiczom, czy zakochanym do sesji narzeczeńskich czy małżeńskich, co widać na fotografii zamieszczonej hej, tam, gdzieś wyżej. Oczywiście nasze fotoreporterki nie mogły przepuścić okazji tak ślicznych okoliczności i popstrykały małe co nieco.

Stamtąd kierowaliśmy się już bezpośrednio do górskiej wioski Arali oddalonej kilka kilometrów od Turcji, gdzie ugościł nas pochodzący z diecezji zamojsko-lubaczowskiej ks. Dariusz, o czym najpewniej opowie więcej Sebastian w kolejnej porcji naszej blogowej relacji, gdyż przy tej parafii spędzimy dłuższą chwilę.

samotna limba szumi na zboczu stromem

Po chyżym rozpakowaniu i rozlokowaniu, ksiądz Dariusz wziął nas do pobliskiej atrakcji, czyli do gorących, leczniczych (chyba) łaźni. Znów woda! Co ciekawe, w międzyczasie zaczęło solidnie padać.

Pierwsze wrażenie dotyczące jakości budynku lekko nas onieśmieliło, ale później było już wspaniale! Mogliśmy się tam odstresować, rozgrzać (ściana deszczu rozciągająca się wokół nas w momencie opuszczania samochodów mogła mocno zmrozić) i wspólnie spędzić radośnie wieczorową godzinę tego pięknego Dnia Pańskiego.

W drodze ksiądz obdarzał nas licznymi opowieściami misyjnymi, przybliżając sytuację lokalnego Kościoła i sypiąc ciekawostkami gruzińskimi jak kościelny na ofiarę. Wracając, zahaczyliśmy o kolację – oprócz jednego z najsmaczniejszych gulaszy, jakie jadłam w życiu, były inne gruzińskie przekąski, w tym obowiązkowe cha, cha, chaczapuri!

Gdy wróciliśmy, było już jutro. Zasnęliśmy w ekspresowym tempie, wszak trzeba zebrać siły, by owocnie przeżyć ostatnie dni smakowania Gruzji – tych ciekawych ludzi, pięknych zwyczajów, pobożności zupełnie innej do naszej, głębokiej biedy, ale też kreatywnej zaradności, trudnych prób ekumenizmu…

Dużo, bardzo dużo Pan nam daje! Obyśmy przyjmowali pełnymi garściami, dzieląc się.

Dzięki, że nas wciąż czytacie!

Ania z Zielonej Góry

PS Łaźnie okazały się mieć dwie sale i mimo pierwszego wrażenia, nie kąpaliśmy się w tej z wcześniejszej fotografii. Tak było:


Komentarze

2 odpowiedzi na „Dzień 13. H2O wystarczy kropla”

  1. 517 – Pan kiedyś stanął na … „Barka”

  2. Matematyka urodzinowa Kościelnego wciagnełanie, bo 47 lat życia Klutza czytałam i polecam a trzecia potęga drugiej liczby pierwszej to znak oryginalności – już nie młodość durna i chmurna ale jeszcze nie wiek klęski – jak klasyfikował wieszcz romantyczny. .., widzę, że doświadczeń dużo i nie uszło Wam na sucho…. A pieśń 517 to może ks.Zawitkowskiego ” Panie do ry jak chleb” ? Boczny do Krajowego czytania pasowało?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *