Poranek
Dzień zaczęliśmy pracowicie. Najpierw uwielbialiśmy Pana podczas jutrzni, już wcześniej niektórzy z nas wstając wcześnie postanowili przygotować śniadanko. Mateusz np. postanowił połowić kijanki, Olka pokroić warzywka, a Kasia najważniejszą rzecz – przygotować kawę.



Eucharystia

Na godzinę 11 pojechaliśmy kilka kilometrów (tym razem spokojnie, autobusem, o dziwo bez przygód) do centrum, The Office Caritasu w Kutaisi, w którym mieliśmy przyjemność razem z lokalnymi katolikami wziąć udział we Mszy Świętej odprawianej w języku gruzińskim, z elementami języka polskiego i łaciny. Było to niesamowite doświadczenie. Niejedni uronili łzy… w sensie: jedni… w sensie: ja, ALE serce rośnie gdy można modlić się do Jednego Boga w tak wielu językach.


Przy okazji wstawię fragment spisu treści gruzińskiego śpiewnika – zadanie na spostrzegawczość!

Po Eucharystii Gruzini wychodzą przed kaplicę i rozmawiają ze sobą – i SZOK. Spotkaliśmy naszą Rodaczkę – Olę z Zabrza, która poślubiła Gruzina i przyjechała do Kutaisi wraz z małym synkiem. Ola sprzedała nam informacje co, gdzie, z kim i jak – dzięki temu poznaliśmy fajne miejsca w mieście, w tym świetną kawiarnie (o której będzie później).



Polska Tradycja
Po Mszy Świętej, jak w prawdziwym Polskim Domu –> OBIAD.

…w tym wydaniu, czyli tradycyjny, gruziński: szybki, duży, ciepły – ze słodką jak Kasia lemoniadą!
No zobaczcie na nią!

Nauczyliśmy się jeść chinkhali (w końcu!) Okazało się, że robiliśmy to źle i to całe dwa dni!
Dla zainteresowanych, mamy instrukcje wykonana przez brata Paata – (Kamelianina z Gruzji).
PRO-Mateusz
Skoro niedzielne uczynki wobec wiary i tradycji zostały spełnione, udaliśmy się w kierunku Groty Prometeusza, która – jak wiemy z mitologii – znajdowała się w górach. Buty trekkingowe lub inne górskie byłyby idealne na ten dzień – więc wybrałam sandałki i dla wszystkich następnych odwiedzających to miejsce polecam jednak takie z bardziej stabilną podeszwą.
Było pięknie i zdjęcia nie oddają tych widoków, jednak troszkę ich tutaj zostawię:



Targi, przyprawy i inne melony
Wracając do Kutaisi rozdzieliśmy się, by wspólnie spotkać się na targu, na którym mieliśmy możliwość posmakować regionalnych przysmaków jak orzechy w syropie (churchkhela). Kupiliśmy dwa piękne, duże (jak później się okazało trochę bez smaku) melony oraz dostaliśmy prezent od brata Paata w postaci małych, lekko podejrzanych woreczków, w których znajduję się pięknie pachnąca, gruzińska przyprawa.
Bardzo dziękujemy!



Długo wyczekiwane słodkości i (nie)wyczekiwane pierogi
Jak już wcześniej wspomniałam – około południa dostaliśmy dobrą polecajkę kawiarnianą. Niektórzy zapewne nie wiedzą, ALE przez kilka dni nie jedliśmy niczego słodkiego do kawy, a wiadomo, że do kawusi być musi.
Chcę wspomnieć również o samym miejscu, które z zewnątrz jest klimatyczne, ale tak naprawdę w środku to dopiero zaczyna się bardziej regionalnie. To właśnie tam pięknie pachnie ciastem. To właśnie tam, w jednej części lokalu, są stoliki dla gości, a w drugiej siedzą panie i ręcznie robią figurki, które później układają na tortach. (Nawet był tort z Roszpunką i jej wieżą!) To właśnie tam, w drodze do toalety trzeba przejść przez pracownie cukierniczą, gdzie Panie tynkują ciasta, dekorują, obierają owoce, biją śmietanę.
Zamówiliśmy więc skromnie cztery kremówki (jak na Polaków przystało) i kilka innych, fajnie wyglądających ciast.
Mamy swoje ulubione pozycje – ale zostawimy je dla siebie.

Mamy wśród nas pewne osoby, które jednak wolą bardziej słono niż słodko – te osoby poszły na pierogi! Prawdziwe a’la polskie pierogi z mięsem ale w garnuszku i ze śmietaną – podobno dobre.
Patrząc na ten uśmiech można to podejrzewać.

Katedra, ruiny, widoczki i sesja
Podczas całego naszego pobytu nad nami, na górze, widać katedrę. Kiedy jest lepszy dzień na zobaczenie katedry, jeśli nie w niedzielę?
Wdrapaliśmy się na tę górę, daleko, wysoko, po drodze, takiej typowo gruzińskiej, wąskiej z dużą ilością samochodów i psów, no i oczywiście w upale.
Cały czas mieliśmy ze sobą dwa ciężkie melony, więc proszę o brawa dla naszych chłopaków.
Katedra surowa, duża, stara ale i tak młodsza niż nasza, POZNAŃSKA!

Dookoła katedry ruiny, które posłużyły nam do wspaniałych zdjęć, efekty poniżej.





No i ta panorama Kutaisi… ach nasze piękne Kutaisi!


Powroty, zachody, rozmowy i znowu melony
W Gruzji chyba nie ma minimalnego wieku by mieć prawo jazdy…

Wracając do naszego miejsca noclegowego mieliśmy czas na życiowe rozmowy, spokojne, powolne, cudowne jak nasz czas w Gruzji.
Padając ze zmęczenia, zjedliśmy wspólnie kolację, składającą się z melona i na maksa soczystego arbuza.

Kocham nas, nasz czas.
Boże – DZIĘKUJĘ!

~Zosia
Dodaj komentarz