
Dzień dobry, Mili Państwo, tu Filip – dziś ja mam dyżur blogaskowy, to napiszę co nieco, a kto wie może i za kilka lat sam tu wrócę czytając treści pisane po nocach 😉 Pozdrawiam na wstępie moją mamę oraz pewną bardzo aktywną komentatorkę z Ziemi Lubuskiej.

Pierwszy cały dzień w Gruzji. Poranek gorący, bo tu temperatury wysokie. Jutrznia przed naszym Collegio i zaczynamy, śniadanie złożone z miejscowych specjałów i haczapuri. Ania znowu zaskoczona była. Chwila na ogarnięcie się i zgodnie z tym co Michał (imię naszego opiekuna, którego imię jeszcze nie jest dobrze zapamiętane, dlatego jest ksywa Michał) powiedział: zobaczymy ośrodek, w którym będziemy posługiwać. Z racji na zawirowanie czasowe i nieobecność autobusów, podjechaliśmy Boltem. Trafiłem na samochód z kierownicą po prawej stronie, to mogłem poczuci się jak ktoś kto ma prawo jazdy.

Jedziemy i jedziemy sobie przez miasto, przyglądając się spokojnemu życiu Gruzinów. Minęliśmy Park Młodzieży (może będzie istotny w dalszej części naszej przygody). Naszym oczom ujrzała się taka wielka szklana bańka… jak się okazało, był to parlament, ale budynek ten spełniał funkcje zaledwie kilka lat. Zajechaliśmy do ośrodka, powitali nas opiekunowie. Ciekawe dzieci zaglądały do nas, co to za mili goście przybyli.

Poszliśmy do auli i miły przeciąg między oknami dodawał nam ochłody w upalny dzień. Dowiedzieliśmy się o historii ośrodka i o tym ile dobra tu się dzieje. Centrum młodzieży istnieje już tu ok. 30 lat. Jest odezwa na wielki kryzys, który powstał w wyniku zamknięcia fabryki samochodów, która zatrudniała 16 tys. osób.


Po rozmowach z kierownictwem i nauczycielami poznaliśmy dzieci. Była to ok. 30 dzieci w wieku od 8 do 14 lat. By łatwiej nauczyć się naszych imion, przyniesiono nam smycze i kartki samoprzylepne. Patrzymy na smycze, a tam napis: KATOLICKI UNIWERSYTET LUBELSKI JANA PAWŁA II. Pojechaliśmy na koniec świata, a tu KUL – oby nie przysłał nam listu. Każdy powiedział swoje imię, następnie dzieci był mały Andrzej który ciągle chodził za naszym Andrzejem. Po takiej oficjalniejszej części podzieliliśmy się na grupy i poznaliśmy nasze bombelki; trafiłem z Andrzejem (tym grub… Większym) i Lesiem do chłopaków, którzy są zapalonym piłkarzami.

Pytali nas o to za kim jesteśmy czy Barca czy Real, to z dumą odpowiadaliśmy że LECH POZNAN <3 popytaliśmy dzieciaki ile mają lat one też nas zaczęliśmy się bawić i tańczyć, grać w UNO i doodle, dooble… no to, co się te same obrazki wskazuje i zabiera karty, no. I tak aż do lunchu. Po nim dzieciaki miały swoje zajęcia z nauczycielami, a my ustaliliśmy co i jak. Z księdzem Przemkiem i Olą pojechaliśmy do miasta załatwić kilka rzeczy i zrobić zakupy. Reszta poszła na kawę i wróciła do zabawy z dziećmi.







Wątek ks. Przemek, Ola i Ja:
Pojechaliśmy do centrum Caritas i poszukać dużego sklepu. Co chwilę spotykaliśmy kantor, ale tym razem nikt nie płakał. Trafiliśmy na targowisko, gdzie można kupić wszystko od owoców po szklanki. W wielu sklepach są takie mały ikonostasy na ścianach i wizerunki biskupów czy innych prawosławnych zwierzchników. Bazarek polecamy każdemu. Wróciliśmy autobusem do domu – to była przygoda, zrobiliśmy pętelkę dookoła miasta, ale było bardzo miło bo i klimatyzacja i sympatyczni ludzi. Dotarliśmy i ogarnęliśmy kolację.

Wątek reszty ekipy: dzieciaki zaczęły gromadzić się przy krzakach, a Lesiu zażartował, że jest to pogrzeb ptaszka – jak się okazało, tak było. Pozdrawiamy Madzię 😉 dzieci ptaka odkopały, by nam pokazać;, bombelki chciały by się nad nim pomodlić. Następnie zrobiono mu ładny nagrobek.

I nadszedł upragniony przez część chłopaków mecz. Wielkie emocje i jeszcze większy upał zacięta gra sprawiła, że mecz zakończono wynikiem 5:5







Po powrocie kolacja chwila przerwy i Msza – najważniejsza cześć dnia.

Po Mszy: spotkanie przygotowujące jutrzejsze zabawy z dziećmi. Było dużo radości i przymiarka firmowych koszulek Caritas Gruzja otrzymanych rano od Michała. Niestety największą to była L i wyglądałem jak przez okno, ale na poniższym zdjęciu tego nie widać.

Aha i byliśmy w sklepie kupić wodę. Ks. Przemek szczęśliwy, że wymienił w kantorze Euro na Lari – chciał dokonać pierwszej transakcji w Gruzji i kupił nam lody. Bo w końcu środa.
Filip

P.S. Ania chciała puścić dzieciom Kaczmarskiego, ale nie udało się.
Dodaj komentarz